(...)Kiedy czekałam pod przystanek podjechało czarne sportowe auto. Szyba powoli się opuściła, a za kierownicą siedział mój wujek Sebastian.
- Co ty tu robisz?
- Lekarz dzwonił do twojego ojca, twój ojciec do Hugo ale nie odbiera tak jak twoja matka, więc zadzwonił do mnie żebym Cię odebrał. Chyba że wolisz czekać na księcia na białym koniu?
- No co ty, wystarczysz mi ty i to cudeńko! Od kiedy go masz? - wsiadłam do auta
- Jakieś - spojrzał na zegarek - 4 godziny - zaśmiał się - To co czekamy czy ruszamy na przejażdżkę?
- Oczywiście że ruszamy!
- Jak tam młoda?
- W porządku , chyba
- Chyba? Słyszę nutkę niepewności w twojej wypowiedzi
Tak, wujek zawsze wiedział, to on zawsze przejmował się, wiedział o pierwszym chłopaku, o pierwszej randce, pocałunku, jemu mogłam powiedzieć wszystko i wiedziałam że nikomu nie powie.
- No bo, mam już tego dosyć, niby te wyniki się poprawiły owszem, ale nie powiedzieli mi że jestem zdrowa w 100%
- Małymi krokami dojdziesz do celu.
- Ale ja się zaraz zaczną cofać.
- Skarbie, powiedz czego Ci trzeba? Zakupów? Nowych ubrań? Pieniędzy? Motoru?
- Tak trzeba mi motoru! - zaśmiałam się
- Słonko powiedz mi dokładnie co Cię gryzie
- Bo dzisiaj w szpitalu byli piłkarze, rozumiesz?
- Jeszcze tak
- No i tam był taki Erick ...
- Spodobał Ci się?
- No może nie tak od razu spodobał ale był fajny, miło się rozmawiało
- Boisz się że go więcej nie spotkasz?
- Ja to wiem, że go więcej nie spotkam...
- Niekiedy los sie do nas uśmiecha, czasami w sytuacji gdzie sie tego w ogóle nie spodziewamy
- Ale zobacz, mam już 19 lat, wszystkie moje koleżanki mają chłopaków i są już "po"
- "po"? Czekaj czekaj bo jestem już tak stary że nie rozumiem, jakim "po"?
- No "po"
- Że co?
- Że po pierwszym razie! wujek no!
- Czy u Was w szkole, popularność zdobywano kiedy chwaliło się że przeżyto ten swój pierwszy niepowtarzalny raz?
- W pewnym sensie
- To do jakiej ty cholera szkoły chodzisz?!
- Mniejsza o to, po prostu ostatniego chłopaka miałam 2 lata temu, bo kiedy dowiedział się że jestem chora po prostu uciekł. Ja bym chciała zacząć normalne życie.
- Kochanie, wszystko przyjdzie z czasem. Pierwszy raz to nie jest takie odbębnienie tak jak szczepionka, że każdy musi to w danym wieku wykonać. Na jednych przychodzi czas teraz a na innych może przyjść nawet po 30-stce
- Mówisz o sobie?
- No nie, ja to co innego - zaśmiał się
- Ale popatrz na to z mojej strony
- Kochanie, przyjdzie czas to się zakochasz w odpowiednim facecie, którego ja najpierw oczywiście sam sprawdzę, a później przeżyjesz ten swój pierwszy raz i nie będziesz tego żałowała. A teraz jedziemy na lody!
Wujek wiedział jak poprawić mi humor, wieczorem byłam już w domu kiedy pojawił się w drzwiach ojciec z gościem.
- Semi! Hugo! Marrien! Mamy gościa! - darł się od progu, myślałam że to nasz krewny więc zeszłam szybko na dół, to jednak nie był nasz krewny w drzwiach stał...
A więc 3 rozdział, sorka że tak długo czekaliście ale wiece, ferie, szkoła, nauka i po prostu nie miałam kiedy dodać ;)
Na początku pragnę was poinformować że ten blog nie będzie się ciągnął tak jak mój pierwszy "Iza i Kuba story" gdyż tak posty pojawiały się codziennie a teraz najzwyczajniej nie mam na to czasu. Dlatego też blog będzie miał o wiele mniej rozdziałów ale mam nadzieje że nie będzie bardziej nudny ;)
Pozdrawiam
Isabell B.
Od Spotkania się zaczyna
poniedziałek, 9 marca 2015
wtorek, 30 grudnia 2014
2
(...) Wysoki blondyn, z idealnie zaczesaną grzywką na bok. Każdy patrzył na niego z zdziwieniem. Kim jest nieznany mężczyzna?
- Witaj Erick jestem - podszedł do mnie wyciągając rękę
- Semi miło mi - uśmiechnęłam się do niego
- Długo tu już jesteś? - zapytał uroczo uśmiechając się
- Codziennie przyjeżdżam
- To niedobrze
- Przyzwyczajenie
- Interesujesz się trochę piłką?
- Wiem co to spalony jeśli o to Ci chodzi - zaśmiałam się i tym rozbawiłam Ericka
- Nie wątpię w to
- Semi - weszła pielęgniarka - Musisz wracać do pokoju pan Krauss chce z Tobą rozmawiać
- Coś się stało?
- Chodź
- Przepraszam muszę już iść - odwróciłam się do Ericka, i przepraszającymi oczami odeszłam.
Szłam przez korytarz i próbowałam dowiedzieć się co chce ode mnie lekarz, ale nikt nie chciał mi powiedzieć, kiedy doszłam do sali na krześle siedział już pan Krauss w moją teczką.
- Coś się stało? - zapytałam ze strachem
- Mam twoje wyniki
- Są złe?
- Wręcz przeciwnie
- Bardzo dobre?
- Nie aż tak - podśmiał się
- Są dobre. Wyniki masz lepsze niż miesiąc temu, proteza przyjęła się, ale nadal czekamy, jeszcze nie mamy odpowiedniej grupy, masz ..
- Bardzo rzadką grupę krwi... tak tak wiem, słyszę to od 3 lat.
- Dokładnie. A więc widzimy się na wizycie kontrolnej za dwa tygodnie
- Za dwa tygodnie? Jak to?
- Na razie nie ma potrzeby abyś codziennie przyjeżdżała tutaj. Proszę oto twoja teczka i nowe wyniki, nie zgub tego proszę - oddał mi dość grubą niebieską teczkę - A i proszę pozdrów ojca - wrócił się i uśmiechną.
- Oczywiście - powiedziałam cicho, ale już pewnie nie słyszał.
Usiadłam na łóżku i nie dowierzałam. Co ja teraz będę robiła? Całe moje życie było podporządkowane szpitalowi. Cały dzień zaplanowany. A teraz? Kiedy nie muszę już tutaj przyjeżdżać dzień w dzień? Z rozmyśleń wyrwała mnie Hiacynta pielęgniarka oddziałowa.
- Semi, wszystko w porządku? Semi?
- Tak, właśnie dostałam wyniki
- Wiem widziałam, gratuluje.
- Dziękuję
- A co ty tu jeszcze robisz? Nie chce Cię tu widzieć - zaśmiała sie
- Już uciekam - uśmiechnęłam się, szeroko.
- Do widzenia skarbie
- Do widzenia!
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mamy żeby szybko powiedzieć jej o całej nowinie ale nie odebrała, jak zwykle pracuje i nie ma dla mnie czasu. Więc zadzwoniłam do Hugo żeby po mnie przyjechał ale też nie odebrał. Nie miałam zamiaru siedzieć i czekać aż łaskawie oddzwoni i po mnie przyjedzie więc spakowałam rzeczy ruszyłam na przystanek autobusowy. Po drodze pożegnałam się z całym personelem lekarskim i wyszłam. Wzięłam głęboki wdech powietrza i poszłam. Podeszłam do rozkładu i zerknęłam na godzinę 15:53 autobus będzie dopiero o 16:40
- Kurde! - usiadłam na ławce, nie pozostało mi nic innego tylko czekać.
Kiedy czekałam pod przystanek podjechało czarne sportowe auto. Szyba powoli się opuściła, a za kierownicą siedział....
To mamy kolejny rozdział, nie mam pojęcia czy czytacie to co ja piszę, ponieważ pod ostatnim rozdziałem był tylko jeden komentarz... Podoba Wam się to co pisze? Jest sens dalej to ciągnąć?
- Witaj Erick jestem - podszedł do mnie wyciągając rękę
- Semi miło mi - uśmiechnęłam się do niego
- Długo tu już jesteś? - zapytał uroczo uśmiechając się
- Codziennie przyjeżdżam
- To niedobrze
- Przyzwyczajenie
- Interesujesz się trochę piłką?
- Wiem co to spalony jeśli o to Ci chodzi - zaśmiałam się i tym rozbawiłam Ericka
- Nie wątpię w to
- Semi - weszła pielęgniarka - Musisz wracać do pokoju pan Krauss chce z Tobą rozmawiać
- Coś się stało?
- Chodź
- Przepraszam muszę już iść - odwróciłam się do Ericka, i przepraszającymi oczami odeszłam.
Szłam przez korytarz i próbowałam dowiedzieć się co chce ode mnie lekarz, ale nikt nie chciał mi powiedzieć, kiedy doszłam do sali na krześle siedział już pan Krauss w moją teczką.
- Coś się stało? - zapytałam ze strachem
- Mam twoje wyniki
- Są złe?
- Wręcz przeciwnie
- Bardzo dobre?
- Nie aż tak - podśmiał się
- Są dobre. Wyniki masz lepsze niż miesiąc temu, proteza przyjęła się, ale nadal czekamy, jeszcze nie mamy odpowiedniej grupy, masz ..
- Bardzo rzadką grupę krwi... tak tak wiem, słyszę to od 3 lat.
- Dokładnie. A więc widzimy się na wizycie kontrolnej za dwa tygodnie
- Za dwa tygodnie? Jak to?
- Na razie nie ma potrzeby abyś codziennie przyjeżdżała tutaj. Proszę oto twoja teczka i nowe wyniki, nie zgub tego proszę - oddał mi dość grubą niebieską teczkę - A i proszę pozdrów ojca - wrócił się i uśmiechną.
- Oczywiście - powiedziałam cicho, ale już pewnie nie słyszał.
Usiadłam na łóżku i nie dowierzałam. Co ja teraz będę robiła? Całe moje życie było podporządkowane szpitalowi. Cały dzień zaplanowany. A teraz? Kiedy nie muszę już tutaj przyjeżdżać dzień w dzień? Z rozmyśleń wyrwała mnie Hiacynta pielęgniarka oddziałowa.
- Semi, wszystko w porządku? Semi?
- Tak, właśnie dostałam wyniki
- Wiem widziałam, gratuluje.
- Dziękuję
- A co ty tu jeszcze robisz? Nie chce Cię tu widzieć - zaśmiała sie
- Już uciekam - uśmiechnęłam się, szeroko.
- Do widzenia skarbie
- Do widzenia!
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do mamy żeby szybko powiedzieć jej o całej nowinie ale nie odebrała, jak zwykle pracuje i nie ma dla mnie czasu. Więc zadzwoniłam do Hugo żeby po mnie przyjechał ale też nie odebrał. Nie miałam zamiaru siedzieć i czekać aż łaskawie oddzwoni i po mnie przyjedzie więc spakowałam rzeczy ruszyłam na przystanek autobusowy. Po drodze pożegnałam się z całym personelem lekarskim i wyszłam. Wzięłam głęboki wdech powietrza i poszłam. Podeszłam do rozkładu i zerknęłam na godzinę 15:53 autobus będzie dopiero o 16:40
- Kurde! - usiadłam na ławce, nie pozostało mi nic innego tylko czekać.
Kiedy czekałam pod przystanek podjechało czarne sportowe auto. Szyba powoli się opuściła, a za kierownicą siedział....
To mamy kolejny rozdział, nie mam pojęcia czy czytacie to co ja piszę, ponieważ pod ostatnim rozdziałem był tylko jeden komentarz... Podoba Wam się to co pisze? Jest sens dalej to ciągnąć?
piątek, 26 grudnia 2014
1
- Pamiętaj kochanie żeby zabrać dzisiaj swoją kartę z domu - rozległ się kobiecy głos z kuchi
- Tak wiem - odpowiedziałam zakładając czapkę na głowę
- Dzisiaj zawiezie Ci Hugo do szpitala
- Nie
- Tak
- Nie
- Wczoraj spóźniłaś się na badania, więc nie kłóć się tylko obudź brata!
- Nie. Nie moja wina że autobus przyjechał wcześniej!
- Oczywiście że nie twoja! Ale twój brat coś musi robić, nie może spać cały dzień więc zrobimy z niego pożytek i zawiezie Cię.
- Ale po co?
- Nie kłóć się, o 16 też Cię odbierze.
- Dzisiaj o 18.
- Jak to? Dodatkowe badania?
- A który dzisiaj jest?
- 23 grudnia
- No właśnie, co roku przychodzą piłkarze do szpitala
- Ale chyba do tych młodszych
- Ale popatrzeć nikt mi nie zabroni prawda?
- Oczywiście, a teraz obudź brata.
Co roku ten sam skład; Piszczek, Błaszczykowski, Durm i oczywiście Klopp. Od kilku lat nic sie nie zmienia. Przychodzą na oddział, rozdają prezenty, trochę pograją w gry z dzieciakami, porobią zdjęcia dla prasy że "wspierają, pomagają" aż rzygać się chce od ich sztuczności. Ale cóż taka cena kariery..
- Wstawaj gamoniu - rzuciłam w niego poduszką
- Zamknij drzwi z drugiej strony bestio! - tak mnie nazywał bo każdy jego kolega ślinił sie na mój widok. No właśnie "ślinił" tak było kiedyś, teraz gdy ktoś do niego przychodzi zamykam się w pokoju i nie wychodzę.
- Zaciągnij majty na dupę i widzę Cię za 10 minut w samochodzie
- Autobusy kursują, wystarczy wyjść na przystanek.
- Mam zawołać mamę?
- Ale po co tak od razu fatygować mamę kochana siostrzyczko? Co się dzieje czego gamoń pragnie?
- Masz mnie zawieźć do szpitala
- Serio autobusem nie możesz? Bo wiesz za godzinę przychodzi Riri
- Gdybym mogła to bym Cię budziła?
- Myślę że jesteś na tyle wredna że jesteś do tego zdolna
- Słuchaj, nie chce się kolejny raz spóźnić więc wygrzeb tą tłustą dupe z wyra i zawieź mnie!
- Zaraz zejdę.
- Umiesz ty spać w ubraniu? A jak nie w ubraniu to chociaż w slipkach?! - zamknęłam oczy kiedy z pod kołdry wylazł nagi Hugo.
- A przeszkadza Ci to?
- Bardzo - wyszłam zatrzaskując drzwi.
Zeszłam do mamy na dół która akurat zakładała buty i wychodziła do pracy.
- O której dzisiaj będziesz?
- Tak jak zwykle o 16. Wcześniej przyjdzie pani Rosie i trochę posprząta i zrobi obiad. Do zobaczenia skarbie - pocałowała mnie w policzek
- Mamo! Czemu ja muszę ją zawieźć do szpitala? Nie może jechać autobusem? - z pretensją wyskoczył Hugo
- Owszem może
- No to świetnie!
- Ale za benzynę ty tez możesz sam płacić a płacę ja z ojcem. Więc jeżeli nadal chcesz mieć sprawne auto i pełny bak od dziś będziesz woził i odbierał siostrę ze szpitala.
- To jest szantaż
- Nie, to jest przewaga rodziców. Miłego dnia Skarby! - wyszła.
- Idź się ubierz i jedziemy
- Jestem ubrana. - odpowiedziałam patrząc się na niego dziwnie
- To nazywasz ubraniem?
- Od kilku lat tak chodze ubrana, ale ty nigdy mnie nie widzisz, wolisz jeździć z kolegami po mieście.
- Nie przesadzaj! Widzieliśmy sie ostatnio!
- No kiedy?
- No wtedy jak....
- Miesiąc temu na urodzinach mamy..
- Wcale nie! A może i tak
- Gdy ja wychodzę ty jeszcze śpisz, jak wracam To Ciebie nie ma. Gdy kładę się spać Ciebie JESZCZE nie ma.
- Bez przesady
- Możemy jechać? Nie chce się spóźnić.
- No dobra.
Gdy siedzieliśmy już w samochodzie, Hugo puścił muzykę której nienawidziłam.
- Jak tam chemia?
- Super, świetnie
- To dobrze - uśmiechnął się
- Pajac - powiedziałam pod nosem
- Co mówisz?
- Nic braciszku - uśmiechnęłam się ironicznie
- Juz jesteśmy - powiedział podjeżdżając pod same drzwi
- Dzięki, bądź o 18. - wyszłam zamykając drzwi. - Co ty robisz? - powiedziałam widząc że robi to co ja
- Idę Cię odprowadzić
- Nie musisz! Poradzę sobie
- Na pewno?
- Radzę sobie od 3 lat, umiem trafić do sali
- To Cię odprowadzę.
- Hugo...
- Idziemy - ruszył otwierając drzwi. Szliśmy tak korytarzem, on pierwszy ja za nim. Wszystkie pielęgniarki patrzyły na niego jak na ideał, co one w nim widziały?
- Siostruniu kochana, rusz się bo się spóźnisz! - powiedział troskliwym głosem, a za plecami słyszałam tylko "to jej brat?"
- Ciszej, nie jestes u siebie
- Czemu jesteś taka?
- Jaka?
- Wredna.
- Zamknij się. To tu, dalej pójde sama
- Ale ja Cię z wielka chęcią odprowadzę!
- Nie. Jedź do Riri
- Riri nie ściana przestawić się da.
- Piękne podejście do dziewczyn. Z takim nastawieniem żony szybko nie znajdziesz.
- Nie chcę
- Możesz już iść?
- Dlaczego?
- Zaraz jest obchód
- Masz jakieś fajne lekarki?
- Pełno
- Serio?
- Nie. Przyjedź po mnie o 18
- Dobrze widzę że nie masz ochoty żebym z Toba trochę posiedział
- Jakoś nie. Żegnam
- Narka - w końcu wyszedł, myślałam że już nigdy tego nie zrobi.
Po całym obchodzie przyszedł czas na pobieranie krwi. Przyszła pani Elisabeth.
- Witaj książniczko
- Witam panią!
- Słyszałaś że dzisiaj będą tutaj piłkarze?
- Oczywiście
- Podobno będzie jakiś nowy, inny skład niz do tej pory
- Tak? Oo to Ciekawie
- Za 10 minut możesz iśc na salę
- Bardzo dziekuję
- Widzimy się za godzinę - usmiechnęła się szczerze. Uwielbiałam ją, była bardzo miła, nie to co niektóre pielęgniarki na oddziale. Zawsze przyniosła jakieś książki, czasopisma lub po prostu pogadała. Przyszedł czas że poszłam z ciekawości zobaczyć tego nowego piłkarza. Weszłam na salę, widziałam Kubę, Łukasza, Jurgena i no właśnie kto to był? Wysoki blondyn, z idealnie zaczesaną grzywką na bok. Każdy patrzył na niego z zdziwieniem. Kim jest nieznany mężczyzna?
Więcc... mamy pierwszy rozdział :D udało się :D Czekam na waszą ocenę :) Ale szczerze! :D
- Tak wiem - odpowiedziałam zakładając czapkę na głowę
- Dzisiaj zawiezie Ci Hugo do szpitala
- Nie
- Tak
- Nie
- Wczoraj spóźniłaś się na badania, więc nie kłóć się tylko obudź brata!
- Nie. Nie moja wina że autobus przyjechał wcześniej!
- Oczywiście że nie twoja! Ale twój brat coś musi robić, nie może spać cały dzień więc zrobimy z niego pożytek i zawiezie Cię.
- Ale po co?
- Nie kłóć się, o 16 też Cię odbierze.
- Dzisiaj o 18.
- Jak to? Dodatkowe badania?
- A który dzisiaj jest?
- 23 grudnia
- No właśnie, co roku przychodzą piłkarze do szpitala
- Ale chyba do tych młodszych
- Ale popatrzeć nikt mi nie zabroni prawda?
- Oczywiście, a teraz obudź brata.
Co roku ten sam skład; Piszczek, Błaszczykowski, Durm i oczywiście Klopp. Od kilku lat nic sie nie zmienia. Przychodzą na oddział, rozdają prezenty, trochę pograją w gry z dzieciakami, porobią zdjęcia dla prasy że "wspierają, pomagają" aż rzygać się chce od ich sztuczności. Ale cóż taka cena kariery..
- Wstawaj gamoniu - rzuciłam w niego poduszką
- Zamknij drzwi z drugiej strony bestio! - tak mnie nazywał bo każdy jego kolega ślinił sie na mój widok. No właśnie "ślinił" tak było kiedyś, teraz gdy ktoś do niego przychodzi zamykam się w pokoju i nie wychodzę.
- Zaciągnij majty na dupę i widzę Cię za 10 minut w samochodzie
- Autobusy kursują, wystarczy wyjść na przystanek.
- Mam zawołać mamę?
- Ale po co tak od razu fatygować mamę kochana siostrzyczko? Co się dzieje czego gamoń pragnie?
- Masz mnie zawieźć do szpitala
- Serio autobusem nie możesz? Bo wiesz za godzinę przychodzi Riri
- Gdybym mogła to bym Cię budziła?
- Myślę że jesteś na tyle wredna że jesteś do tego zdolna
- Słuchaj, nie chce się kolejny raz spóźnić więc wygrzeb tą tłustą dupe z wyra i zawieź mnie!
- Zaraz zejdę.
- Umiesz ty spać w ubraniu? A jak nie w ubraniu to chociaż w slipkach?! - zamknęłam oczy kiedy z pod kołdry wylazł nagi Hugo.
- A przeszkadza Ci to?
- Bardzo - wyszłam zatrzaskując drzwi.
Zeszłam do mamy na dół która akurat zakładała buty i wychodziła do pracy.
- O której dzisiaj będziesz?
- Tak jak zwykle o 16. Wcześniej przyjdzie pani Rosie i trochę posprząta i zrobi obiad. Do zobaczenia skarbie - pocałowała mnie w policzek
- Mamo! Czemu ja muszę ją zawieźć do szpitala? Nie może jechać autobusem? - z pretensją wyskoczył Hugo
- Owszem może
- No to świetnie!
- Ale za benzynę ty tez możesz sam płacić a płacę ja z ojcem. Więc jeżeli nadal chcesz mieć sprawne auto i pełny bak od dziś będziesz woził i odbierał siostrę ze szpitala.
- To jest szantaż
- Nie, to jest przewaga rodziców. Miłego dnia Skarby! - wyszła.
- Idź się ubierz i jedziemy
- Jestem ubrana. - odpowiedziałam patrząc się na niego dziwnie
- To nazywasz ubraniem?
- Od kilku lat tak chodze ubrana, ale ty nigdy mnie nie widzisz, wolisz jeździć z kolegami po mieście.
- Nie przesadzaj! Widzieliśmy sie ostatnio!
- No kiedy?
- No wtedy jak....
- Miesiąc temu na urodzinach mamy..
- Wcale nie! A może i tak
- Gdy ja wychodzę ty jeszcze śpisz, jak wracam To Ciebie nie ma. Gdy kładę się spać Ciebie JESZCZE nie ma.
- Bez przesady
- Możemy jechać? Nie chce się spóźnić.
- No dobra.
Gdy siedzieliśmy już w samochodzie, Hugo puścił muzykę której nienawidziłam.
- Jak tam chemia?
- Super, świetnie
- To dobrze - uśmiechnął się
- Pajac - powiedziałam pod nosem
- Co mówisz?
- Nic braciszku - uśmiechnęłam się ironicznie
- Juz jesteśmy - powiedział podjeżdżając pod same drzwi
- Dzięki, bądź o 18. - wyszłam zamykając drzwi. - Co ty robisz? - powiedziałam widząc że robi to co ja
- Idę Cię odprowadzić
- Nie musisz! Poradzę sobie
- Na pewno?
- Radzę sobie od 3 lat, umiem trafić do sali
- To Cię odprowadzę.
- Hugo...
- Idziemy - ruszył otwierając drzwi. Szliśmy tak korytarzem, on pierwszy ja za nim. Wszystkie pielęgniarki patrzyły na niego jak na ideał, co one w nim widziały?
- Siostruniu kochana, rusz się bo się spóźnisz! - powiedział troskliwym głosem, a za plecami słyszałam tylko "to jej brat?"
- Ciszej, nie jestes u siebie
- Czemu jesteś taka?
- Jaka?
- Wredna.
- Zamknij się. To tu, dalej pójde sama
- Ale ja Cię z wielka chęcią odprowadzę!
- Nie. Jedź do Riri
- Riri nie ściana przestawić się da.
- Piękne podejście do dziewczyn. Z takim nastawieniem żony szybko nie znajdziesz.
- Nie chcę
- Możesz już iść?
- Dlaczego?
- Zaraz jest obchód
- Masz jakieś fajne lekarki?
- Pełno
- Serio?
- Nie. Przyjedź po mnie o 18
- Dobrze widzę że nie masz ochoty żebym z Toba trochę posiedział
- Jakoś nie. Żegnam
- Narka - w końcu wyszedł, myślałam że już nigdy tego nie zrobi.
Po całym obchodzie przyszedł czas na pobieranie krwi. Przyszła pani Elisabeth.
- Witaj książniczko
- Witam panią!
- Słyszałaś że dzisiaj będą tutaj piłkarze?
- Oczywiście
- Podobno będzie jakiś nowy, inny skład niz do tej pory
- Tak? Oo to Ciekawie
- Za 10 minut możesz iśc na salę
- Bardzo dziekuję
- Widzimy się za godzinę - usmiechnęła się szczerze. Uwielbiałam ją, była bardzo miła, nie to co niektóre pielęgniarki na oddziale. Zawsze przyniosła jakieś książki, czasopisma lub po prostu pogadała. Przyszedł czas że poszłam z ciekawości zobaczyć tego nowego piłkarza. Weszłam na salę, widziałam Kubę, Łukasza, Jurgena i no właśnie kto to był? Wysoki blondyn, z idealnie zaczesaną grzywką na bok. Każdy patrzył na niego z zdziwieniem. Kim jest nieznany mężczyzna?
Więcc... mamy pierwszy rozdział :D udało się :D Czekam na waszą ocenę :) Ale szczerze! :D
niedziela, 21 grudnia 2014
Prolog
Dzień jak co dzień, poranek jak każdy inny - raz deszcz, raz śnieg czasem trochę słońca.
Kolejny dzień z mojego kalendarza, 6:30 pobudka, śniadanie i do szpitala. Mimo że dzisiaj 23 grudnia nie ma przerwy. Jestem już zmęczona, mam dosyć. Codziennie boje się spojrzeć w lustro. To coś mnie niszczy, nie daje mi spokoju i nic nie pomaga. Czy będzie już tak zawsze? Do końca życia będę się z tym męczyła?
Kiedyś byłam piękną wysoką blondynką, o niebieskich oczach. Przewodniczącą szkoły, piątkową uczennicą, lubianą przez rówieśników i obiektem pożądania płci męskiej, a teraz? Boje się wyjść z domu żeby nikt mnie nie zobaczył. Znajomi myślą że wyjechałam. A kiedy przyjaciółka dowiedziała się o mojej chorobie, po prostu się odwróciła.
Ojciec który zostawił mnie i mamę gdy miałam 6 lat, po prostu się pojawił i zaczął się wielce interesować mną. Załatwił mi najlepszą klinikę, lekarzy, pielęgniarki, ale co z tego? Skoro przez 13 lat nie dawał znaku życia? A teraz jest "moja córeczka".
Wszyscy lekarze, pielęgniarki, nawet panie które sprzątają znają mnie doskonale, w końcu dzień w dzień widzą mnie tutaj od 3 lat. Idzie się przyzwyczaić, tak zwana "rutyna". Podobno zwycięzcą nie jest ten kto walczy, ale kto wierzy że uda mu się wygrać.
Zostało tylko jedno - wierzyć i czekać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)