piątek, 26 grudnia 2014

1

- Pamiętaj kochanie żeby zabrać dzisiaj swoją kartę z domu - rozległ się kobiecy głos z kuchi
- Tak wiem - odpowiedziałam zakładając czapkę na głowę
- Dzisiaj zawiezie Ci Hugo do szpitala
- Nie
- Tak
- Nie
- Wczoraj spóźniłaś się na badania, więc nie kłóć się tylko obudź brata!
- Nie. Nie moja wina że autobus przyjechał wcześniej!
- Oczywiście że nie twoja! Ale twój brat coś musi robić, nie może spać cały dzień więc zrobimy z niego pożytek i zawiezie Cię.
- Ale po co?
- Nie kłóć się, o 16 też Cię odbierze.
- Dzisiaj o 18.
- Jak to? Dodatkowe badania?
- A który dzisiaj jest?
- 23 grudnia
- No właśnie, co roku przychodzą piłkarze do szpitala
- Ale chyba do tych młodszych
- Ale popatrzeć nikt mi nie zabroni prawda?
- Oczywiście, a teraz obudź brata.

Co roku ten sam skład; Piszczek, Błaszczykowski, Durm i oczywiście Klopp. Od kilku lat nic sie nie zmienia. Przychodzą na oddział, rozdają prezenty, trochę pograją w gry z dzieciakami, porobią zdjęcia dla prasy że "wspierają, pomagają" aż rzygać się chce od ich sztuczności. Ale cóż taka cena kariery..
- Wstawaj gamoniu - rzuciłam w niego poduszką
- Zamknij drzwi z drugiej strony bestio! - tak mnie nazywał bo każdy jego kolega ślinił sie na mój widok. No właśnie "ślinił" tak było kiedyś, teraz gdy ktoś do niego przychodzi zamykam się w pokoju i nie wychodzę.
- Zaciągnij majty na dupę i widzę Cię za 10 minut w samochodzie
- Autobusy kursują, wystarczy wyjść na przystanek.
- Mam zawołać mamę?
- Ale po co tak od razu fatygować mamę kochana siostrzyczko? Co się dzieje czego gamoń pragnie?
- Masz mnie zawieźć do szpitala
- Serio autobusem nie możesz? Bo wiesz za godzinę przychodzi Riri
- Gdybym mogła to bym Cię budziła?
- Myślę że jesteś na tyle wredna że jesteś do tego zdolna
- Słuchaj, nie chce się kolejny raz spóźnić więc wygrzeb tą tłustą dupe z wyra i zawieź mnie!
- Zaraz zejdę.
- Umiesz ty spać w ubraniu? A jak nie w ubraniu to chociaż w slipkach?! - zamknęłam oczy kiedy z pod kołdry wylazł nagi Hugo.
- A przeszkadza Ci to?
- Bardzo - wyszłam zatrzaskując drzwi.
Zeszłam do mamy na dół która akurat zakładała buty i wychodziła do pracy.
- O której dzisiaj będziesz?
- Tak jak zwykle o 16. Wcześniej przyjdzie pani Rosie i trochę posprząta i zrobi obiad. Do zobaczenia skarbie - pocałowała mnie w policzek
- Mamo! Czemu ja muszę ją zawieźć do szpitala? Nie może jechać autobusem? - z pretensją wyskoczył Hugo
- Owszem może
- No to świetnie!
- Ale za benzynę ty tez możesz sam płacić a płacę ja z ojcem. Więc jeżeli nadal chcesz mieć sprawne auto i pełny bak od dziś będziesz woził i odbierał siostrę ze szpitala.
- To jest szantaż 
- Nie, to jest przewaga rodziców. Miłego dnia Skarby! - wyszła.
- Idź się ubierz i jedziemy
- Jestem ubrana. - odpowiedziałam patrząc się na niego dziwnie
- To nazywasz ubraniem?
- Od kilku lat tak chodze ubrana, ale ty nigdy mnie nie widzisz, wolisz jeździć z kolegami po mieście.
- Nie przesadzaj! Widzieliśmy sie ostatnio!
- No kiedy?
- No wtedy jak....
- Miesiąc temu na urodzinach mamy..
- Wcale nie! A może i tak
- Gdy ja wychodzę ty jeszcze śpisz, jak wracam To Ciebie nie ma. Gdy kładę się spać Ciebie JESZCZE nie ma.
- Bez przesady
- Możemy jechać? Nie chce się spóźnić.
- No dobra.
Gdy siedzieliśmy już w samochodzie, Hugo puścił muzykę której nienawidziłam.
- Jak tam chemia?
- Super, świetnie
- To dobrze - uśmiechnął się
- Pajac - powiedziałam pod nosem
- Co mówisz?
- Nic braciszku - uśmiechnęłam się ironicznie
- Juz jesteśmy - powiedział podjeżdżając pod same drzwi
- Dzięki, bądź o 18. - wyszłam zamykając drzwi. - Co ty robisz? - powiedziałam widząc że robi to co ja
- Idę Cię odprowadzić
- Nie musisz! Poradzę sobie
- Na pewno?
- Radzę sobie od 3 lat, umiem trafić do sali
- To Cię odprowadzę.
- Hugo...
- Idziemy - ruszył otwierając drzwi. Szliśmy tak korytarzem, on pierwszy ja za nim. Wszystkie pielęgniarki patrzyły na niego jak na ideał, co one w nim widziały?
- Siostruniu kochana, rusz się bo się spóźnisz! - powiedział troskliwym głosem, a za plecami słyszałam tylko "to jej brat?"
- Ciszej, nie jestes u siebie
- Czemu jesteś taka?
- Jaka?
- Wredna.
- Zamknij się. To tu, dalej pójde sama
- Ale ja Cię z wielka chęcią odprowadzę!
- Nie. Jedź do Riri
- Riri nie ściana przestawić się da.
- Piękne podejście do dziewczyn. Z takim nastawieniem żony szybko nie znajdziesz.
- Nie chcę
- Możesz już iść?
- Dlaczego?
- Zaraz jest obchód
- Masz jakieś fajne lekarki?
- Pełno
- Serio?
- Nie. Przyjedź po mnie o 18
- Dobrze widzę że nie masz ochoty żebym z Toba trochę posiedział
- Jakoś nie. Żegnam
- Narka - w końcu wyszedł, myślałam że już nigdy tego nie zrobi.
Po całym obchodzie przyszedł czas na pobieranie krwi. Przyszła pani Elisabeth.
- Witaj książniczko
- Witam panią!
- Słyszałaś że dzisiaj będą tutaj piłkarze?
- Oczywiście
- Podobno będzie jakiś nowy, inny skład niz do tej pory
- Tak? Oo to Ciekawie
- Za 10 minut możesz iśc na salę
- Bardzo dziekuję
- Widzimy się za godzinę - usmiechnęła się szczerze. Uwielbiałam ją, była bardzo miła, nie to co niektóre pielęgniarki na oddziale. Zawsze przyniosła jakieś książki, czasopisma lub po prostu pogadała. Przyszedł czas że poszłam z ciekawości zobaczyć tego nowego piłkarza. Weszłam na salę, widziałam Kubę, Łukasza, Jurgena i no właśnie kto to był? Wysoki blondyn, z idealnie zaczesaną grzywką na bok. Każdy patrzył na niego z zdziwieniem. Kim jest nieznany mężczyzna?



Więcc... mamy pierwszy rozdział :D udało się :D Czekam na waszą ocenę :) Ale szczerze! :D

1 komentarz: