niedziela, 21 grudnia 2014

Prolog

Dzień jak co dzień, poranek jak każdy inny - raz deszcz, raz śnieg czasem trochę słońca.

Kolejny dzień z mojego kalendarza, 6:30 pobudka, śniadanie i do szpitala. Mimo że dzisiaj 23 grudnia nie ma przerwy. Jestem już zmęczona, mam dosyć. Codziennie boje się spojrzeć w lustro. To coś mnie niszczy, nie daje mi spokoju i nic nie pomaga. Czy będzie już tak zawsze? Do końca życia będę się z tym męczyła? 

Kiedyś byłam piękną wysoką blondynką, o niebieskich oczach. Przewodniczącą szkoły, piątkową uczennicą, lubianą przez rówieśników i obiektem pożądania płci męskiej, a teraz? Boje się wyjść z domu żeby nikt mnie nie zobaczył. Znajomi myślą że wyjechałam. A kiedy przyjaciółka dowiedziała się o mojej chorobie, po prostu się odwróciła. 

Ojciec który zostawił mnie i mamę gdy miałam 6 lat, po prostu się pojawił i zaczął się wielce interesować mną. Załatwił mi najlepszą klinikę, lekarzy, pielęgniarki, ale co z tego? Skoro przez 13 lat nie dawał znaku życia? A teraz jest "moja córeczka". 

Wszyscy lekarze, pielęgniarki, nawet panie które sprzątają znają mnie doskonale, w końcu dzień w dzień widzą mnie tutaj od 3 lat. Idzie się przyzwyczaić, tak zwana "rutyna". Podobno zwycięzcą nie jest ten kto walczy, ale kto wierzy że uda mu się wygrać. 

Zostało tylko jedno - wierzyć i czekać.

2 komentarze:

  1. Świetne <3 Czekam na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosko się zaczya;)
    reustrener.blogspot.com - blog o Marco zajrzysz?

    OdpowiedzUsuń